czwartek, 25 grudnia 2008

Smutno mi Panie

Gdy na śniadanie,
Zasiadam samotnie,
Nikt dłoni nie dotknie,
Nikt słowa nie powie,
Tylko te co mam w głowie,
I gdy pomyślę, że tak już zostanie,
Smutno mi Panie.

"Samotność to taka wielka trwoga..."

piątek, 25 lipca 2008

Ying Yang i Wu Wei

Bo żeby śmiac mógł się ktoś, płakać musi ktoś...

To element odwiecznej walki Świata o równowagę pomiędzy przeciwstawnymi siłami. Trochę to nadymane i górnolotnie filozoficzne ale bardzo prawdziwe. 

Ameryki nie odkryłem powiedzą niektórzy, to fakt ale czy wiedząc o tym stosujemy tę mysl na codzień? 
A po co?
A bo ułatwia życie.

Zyjemy w stresujących czasach, każdy ma jakiegoś szefa, teścia czy rodzica, każdy musi sprzątać, skakać po piwo czy nawet wulgarnie powiem: robić loda bez zająknięcia - słowem każdy dzwiga swój krzyż. Każdy ma swoje frustracje, każdy chyba chciałby być czasem kimś innym, znaleźć się w innym miejscu, innym otoczeniu, olać cały ten świat...

Wszystkie stresy, smutki i cały nasz codzienny młyn trzeba na kims wyładować. Na kogo trafia najczęściej? Tak, tak, na naszych bliskich, dzieciach, żonie, partnerze...

Mnie to spotyka często. Dopiero rankiem dnia następnego uświadamiam sobie jaki ja głupi jestem. Dlaczego krzywdzę osobę, na której mi zależy, dlaczego jestem nie miły dla dziecka, które nie jest winne absolutnie niczego...
A kto jest?
Ja sam. Każdy jest kowalem swojego losu - mogę sobie wmawiać, że nie urodziłem się szejkiem, że akurat taka władza, że nie mam talentu, nie umiem śpiewać ale to wymówki tylko. Gdybym uwierzył, że to możliwe to byłbym gwiazdą - tylko problem w tym, że w to kompletnie nie wierzę, a wraz ze mną nikt inny :))
Mądrzy Chińczycy wymyślili WU WEI - żyj spokonie, nie przesadzaj, gdy się za mocno starasz to zepsujesz, każdy aspekt Twojego zycia ma swój tor i nim podążaj, jak chcesz skręcić to skręcaj łagodnie. To jest wu wei. Staram się tak życ choć to trudne. Lecz kiedy rankiem się obudzę to jestem z siebie dumny. Wiele razy zamiast zatrąbić na gnoja co mi droge zajechał mówię sobie "Wu wei stary, niech jedzie - może naprawdę się spieszy". 
W pracy mam wiele kłopotów, kosztują mnie wiele nerwów i stresu, po co jeszcze mam sam siebie nakręcac tym co się dzieje za szybą mojego samchodu? Ważne jest to co się dzieje przed szybą: gra spokojna muzyczka, wielki, ulubiony silnik pomrukuje spokojnie, kierownica kręci się lekko... po co ma mnie wnerwiać ktoś inny? Czy przez to szybciej dojadę? raczej nie...

piątek, 11 lipca 2008

Woow

Ależ dawno mnie tu nie było.

Zapragnąłem aż utworzyć nowy blog ale gdzieś wygrzebałem hasło i jestem tu znów, coś napiszę i zniknę w dali cicho...

Czy sie zmieniłem?
Nie. Dylematy pozostały te same. Światopogląd też.
Cały czas czekam na cud, który sprawi że wszystko sie zmieni...

Co ja gadam? Przecież każdy jest kowalem własnego losu, nie? Nie styka Ci cos w życiu? Wstań i idź. Idź albo zdechnij. Nie inaczej. Dlaczego sam tak nie umiem?

Zawsze wierzyłem w to, że wszystko jest w moich rękach ale dziś w to wątpie. Doprowadziłem się do sytuacji, która mnie męczy. Nie wiem co znią uczynić. Jak ten pies, który leży na gwoździu i wyje - boli go wystarczająco mocno zeby wyć ale za mało żeby wstać.
Tak i ja - leżę i wyje. 

Każdego prawie dnia myslę o swoim życiu. Czy to kryzys wieku średniego? Co? Od bardzo młodego wieku, od dnia w którym pierwszy raz poważnie pomyslałem o przyszłości - powiedziałem sobie: "nie chcesz chłopie byc przeciętny? To zachowuj się nie przeciętnie". I co? Gówno.

Dziś jestem tylko numerkiem w statystykach i co ciekawe zazwyczaj figuruję tam gdzie większość. Taki jestem nieprzeciętny. Żyłem z głęboką wiarą w swój geniusz do 30 roku, gdy nagle mnie uderzyła myśl oswiecona: jesteś chłopie cieńki. Może i jesteś dobry w tym czy tamtym. Ale w sumie to nie jesteś żaden geniusz, jesteś taki jak wszyscy.

Ale nie łamię sie tym, co to to nie. Jestem despota czy nie? Moja wiara w siebie choć podłamana pozostała nadal wielka. Rozwijam swoją przeciętnośc ponad normę aż do rangi sztuki... ale bzdura :))

Dekadencja mnie dopadła i tyle.

Każdy ma coś w sobie, nawet głupiec ma historię do opowiedzenia, tylko czy ja daję sobie szansę? Może coś muszę z tym zrobic? Może jakoś zadziałać. Kiedyć lubiłem miec plan A, plan B, a jak oba nie wypalą to jeszcze C i zarys planu D - a teraz? Marazm i tęsknota.

Ech kończę na dziś bo tylko sobie w łeb palnąć normalnie. 
Jutro będzie lepiej lub gorzej - w każdym razie inaczej. Może spełni się chińskie przekleństwo i będzie ciekawiej?