piątek, 24 września 2010

Czy można mieć wszystko?

Przecież wiadomo, że nie - tylko dlaczego? Dlaczego musimy rezygnować z jednego by mieć co innego.
Dlaczego nie ma kobiet idealnych, dlaczego jedna jest ładna a druga inteligentna - jak znaleźć rozwiązanie idealne - złoty środek?
Czy Ying Yang jest prawdą? Czy na zawsze muszę się pogodzić z tym że ideał nie istnieje? Czy poszukiwania kamienia filozoficznego mam zakończyć?

Dokąd mnie to zaprowadzi? Szukam, szukam - żyje wspomnieniami, które idealizują mój obraz tego co piękne i pożądane co jeszcze utrudnia szukanie. A może własnie szukania mi trzeba? Może właśnie o to chodzi by być cały czas w drodze, nie liczy się wynik tylko ścieżka?

Czasem chciałbym już zakończyć, czasem wydaje mi się, że znalazłem lecz albo okazuje się, że jednak nie albo, co bywa najbardziej frustrujące - mój ideał odchodzi… Pozostawia mnie tylko z niejasnym przeczuciem, że straciłem coś ulotnego, coś, co może stałoby się wielkie…

Z jednej strony czuję, że ideał kobiety to jakiś wiatrak jest z którym przyszło mi się zmierzyć. W tym sensie zastanawiam się czy ja w ogóle jestem normalny, że tego nie porzucam. Z drugiej mam cały czas przeczucie, że gdzieś jest i na mnie czeka, że uda mi się ją wydobyć z zakamarku świata i przytulić i mieć i być i trwać. Wtedy nastąpi koniec drogi przez którą kroczę obecnie.

Czy to mnie wyzwoli, czy wręcz przeciwnie - uwięzi na tyle długo bym znów poczuł, że ideału nie ma i znów zaczął wędrówkę swoją przez bezdroża miałkości i płaskości stając się znów cynikiem, małostkowym gnojkiem, zadufanym, pewnym siebie egocentrykiem, który odczuwa że posiadł monopol na prawdę i wiedzę ostateczną?

Myśli mi po głowie skaczą. Tęsknota do zbioru "prawie ideałów" jaki sobie ułożyłem mnie powala. Każda była prawie i choć "prawie" robi różnicę to wszystko to co nie robi różnicy fascynuje mnie i z czasem wierzę że to prawie było bardzo malutkie i tęskno mi do tych chwil ulotnych. Wspomnienia… nostalgia… czy to wypada? Dlaczegóż umysł mi takie figle płata.

Kiedy siadam i z rozsądkiem mówię sobie: "Głupiś". To wszystko co napisałeś to jakaś paplanina - nic nie znaczący zestaw paru przydługich zdań. Wierzę że tak jest. Czasem jednak dopuszczę do głowy myśl: "Ale wtedy to było…" i znów nachodzą mi obrazy przed oczy i ich "widok" przypomina kolejne i kolejne i znów wpadam w nastrój "niebieski"…

Tak krążę pomiędzy poziomami. Staram się osiągać spokój i równowagę ale to trudne jest…